Jak ten czas leci. Dopiero odbierałem pierwszą wersję wzmaka a już mamy święta za pasem. W tym roku będę wyjątkowo wyluzowany w przedświątecznej gorączce, bo ja już swój prezent dostałem. Nazywa się Denon DRA 275-RD a’la Q-Audio MkIII.
Przy okazji zakupu otrzymałem kartę klubową elitarnego stowarzyszenia miłośników DIY :-)
Po drodze sporo się wydarzyło. Była bogata korespondencja, wymiana myśli i wrażeń, pojawiła się wersja MkII i znowu potoki kwieciste. A ponieważ bajka ta dobrze się kończy uprzedzę, że żaba przemieniona w piękną królewnę stoi u mnie, całkiem już wygrzana.
Co się zmieniło wewnątrz samej konstrukcji tego nie wiem. Darkul wylewny w tej materii nie jest. Prawdę mówiąc nie dociekałem za bardzo, ponieważ jest to dla mnie sprawa drugorzędna. Ważne jak gra. I że działa pilot :-) Muszę przyznać, że konstruktor bardzo uważnie wsłuchał się w moje uwagi nt. pierwszych 2 wersji, potrafił wychwycić prawdy niewypowiedziane i trzecia wersja okazała się spełnieniem moich oczekiwań. Jak dla mnie jest to dowód na godną uznania biegłość w temacie.
Obecnie wzmak oferuje dużo dojrzalsze brzmienie.
Dźwięk jest pełen niuansów i smaczków. Wybrzmienia są długie i soczyste. Taki np. Al Di Meola potrafi zaprzeć dech w piersiach.
Wyeksponowane zostały drugie i trzecie plany. Efekt jest taki, że wokale nie dominują tak jak kiedyś. Bardzo zyskuje na tym poważka w dużych składach.
Stereofonia jest jak najbardziej prawidłowa. Nie jest to stadion, ale też nie miało tak być.
Zależało mi na spójnym charakterze brzmienia i tak się stało. Muzyka stanowi całość, ale śledzenie poszczególnych podzakresów jest dostępne od zaraz, jeżeli tylko mamy na to ochotę. Ja nie mam.
Dźwięk jest bardzo plastyczny a przy tym kulturalny. Ktoś mógłby narzekać na pewne uładzenie brzmienia, ale ja właśnie tak lubię. Jeżeli mamy do czynienia z odejściem od naturalności to ja chętnie akceptuję taki kompromis.
Wzmak nie jest demonem szybkości z wgniatającym basem. Nie znaczy to bynajmniej, że jest ospały. Gra basem zróżnicowanym, takim jak go muzyk stworzył. Czyli tak jak chciałem. Może tylko noga nie chodzi tak jak w motorycznej wersji MkII, w rytm każdego utworu chciało się przytupywać. Teraz musi się o to postarać muzyk.
Głośny odsłuch – bolączka wersji pierwszej – to historia. Potencjometr sam domaga się kręcenia w prawo. Nie doszedłem jeszcze do progu wydolności sprzęt/słuchacz. Było wystarczająco głośno, nie chciałem więcej, sprzęt grał bez efektów ubocznych.
Nowa wersja wymaga dłuższego wygrzewania - 1/2h to minimum. Za to potem można go słuchać godzinami. Dźwięk generowany w obecnym zestawie dostarcza wiele emocji i informacji a przy tym nie powoduje zmęczenia. Moje Haydny pokazały nowe oblicze. Dobrze im służy ociupinę „rozjaśniony” partner. Niedawno wpiąłem w zestaw IC Cardas Microtwin 300B. Nie było przełomu. Zrobiło się po prostu jeszcze lepiej. Tak troszkę. Został.
Następny mój zestaw dopiero za jakiś czas. Muszę się nacieszyć obecnym. DIY wymaga cierpliwości, ale potrafi się wdzięcznie odpłacić.